poniedziałek, 2 sierpnia 2010

mała przerwa

siewka
przez ostatni miesiąc miałem trochę na głowie, przez co nie miałem zbytnio czasu na aktualizację bloga. Praktycznie ciągle byłem w pracy (wczorajsze17 godzin, dzisiaj kolejne 7, a jutro sie szykuje się kolejny 17godzinny maraton). Z tego powodu niestety ominął mnie również wyczekiwany przezemnie Woodstock. Ale nie ma jednak tego złego co na dobre by nie wyszło, i poznałem przepiękną dziewczyne :)  Swoją drogą umowa o pracę kończy mi się z końcem sierpnia, przez co mam nadzieję na szybkie i udane przeniesienie się do Wrocławia :)
Udało mi się jednak zaliczyć kilka komiksów, które niedługo postaram się opisać. Wśród nich znajdzie się Invincible, po którym uwierzyłem całkowicie w geniusz Kirkmana, Full Metal Alchemist, które po łyknięciu prawie na raz 19 tomów urzekło mnie niesamowicie i może Hellsing, którego ostatnie tomy mnie zawiodły niesamowicie. Mam nadzieję znaleść również czas na opisanie Animal'z od Bilala, którego nie miałem jakoś siły zacząć. Nie umiałbym opisać jednak moich wrażeń z integrala Osiedla, które bezkrytycznie połknąłem i nie potrafiłbym napisać na jego temat złego słowa. Jednak przy odrobinie natchnienia postaram się coś skrobnąć na temat pierwszego sezonu Wartości rodzinnych, które okazały się miłym zaskoczeniem.
Fajną inicjatywę rozpoczął Łukasz Mazur na swoim blogu o Savage Dragonie. Mam nadzieję że akcja nie umrze w żaden sposób i będą pojawiać się jej kolejne odsłony.
Btw. patrząc z perspektywy czasu chyba zbyt ostro oceniłem Ultimate Iron Mana :P

wtorek, 29 czerwca 2010

Criminal

Pacholęciem będąc już uwielbiałem kryminały. Zaczęło się od filmów Hitchcocka. Vertigo, jakby nie patrzeć, do dziś pozostaje jednym z moich ulubionych filmów. Kilka lat później odkryłem Chandlera co tylko umocniło moją miłość. Z komiksami kryminalnymi miałem niestety mniej szczęścia, shorciak z Greyshirtem, którego znalazłem w jednym z numerów Świata komiksu, czy oldschoolowy (ale jakże genialny) Spirit to trochę mało. Chciałem po prostu więcej, dużo więcej.
Niedawno w ręce wpadł mi w ręce komiks o wdzięcznej nazwie Criminal, za którego odpowiada Ed Brubaker i Sean Phillips. Przeczytałem jak na razie pierwszy „sezon” na który składają się dwa trejdy. Pierwszy trejd opowiada historię Leo, najlepszego złodzieja w mieście, a jednocześnie największego tchórza. Pewnego dnia dostaje on propozycję pewnego skoku na policyjną furgonetkę przewożącą diamenty. Nie od razu, ale przystaje na ten skok, łamiąc swoje święte zasady.
Drugi trejd, przedstawia historię faceta, który po wyjściu z więzienia dowiaduje się, że ktoś zabił jego młodszego brata. Wraca więc do miasta i zaczyna swoje śledztwo. Punktem spajającym obie historie jest pewien bar, w którym spotyka się miejska „elita” świata przestępczego.

Już od pierwszych stron niesamowity klimat wylewa się z komiksu. Od samego początku wiemy że coś pójdzie nie tak, że historia zakończy się źle, nawet nasi bohaterowie to czują, ale jak oni nie potrafią wyrwać się z błędnego koła przemocy, to tak i my nie potrafimy oderwać się od lektury.
Gdyby te historie rozgrywałyby się na dzikim zachodzie, najbliżej byłoby klimatem do Bez przebaczenia Eastwooda.
Graficznie komiks jest dobry, rysunki nie przeszkadzają w odbiorze całości, ale też nie są niczym wybitnym. Sean Phillips posługuje się podobnym stylem co Alex Maleev w Daredeil Underboss, ale z trochę gorszym skutkiem. Mimo to jest ok :)

Podsumowując, seria bardzo dobra, jeden z najlepszych kryminałów jakie miałem ostatnio możliwość przeczytać. Jak fundusze pozwolą zapewne zainwestuje w następne części, ponieważ naprawdę warto. Kolejne bardzo miłe zaskoczenie w tym roku.

piątek, 11 czerwca 2010

Kick Ass

O Kick Ass dowiedziałem się przypadkiem, gdy trafiłem gdzieś w sieci na trailer filmu. Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, jednak o szukając informacji o komiksie, naczytałem się dużo dobrego.

Historia opowiada o przygodach zwykłego chłopaka. Nie jest to ktoś szczególnie ciekawy. Dziewczyny go olewają, a kumpli też nie ma zbyt wielu. Często zastanawia się czemu ludzie nie zostają superbohaterami, takimi jak postacie z komiksów. Przecież życie jest nudne i przewidywalne. I w tym momencie postanowił zostać jednym z nich. Jednak jak ktoś kiedyś powiedział: per aspera ad astra.

Po przeczytaniu pierwszego zeszytu byłem rozbrojony. Komiks mnie zgniótł swoją beztroską sieką, którą aż chciało się czytać. Radocha rosła w postępie geometrycznym aż do 3 zeszytu włącznie. Niestety później nie było już tak różowo. Radocha gdzieś uciekła, krwi pojawiało się już za dużo i dołączyła przemoc . Niby jest to komiks nastawiony na czystą akcje, ale bez przesady... Za bardzo to wszystko uciekło w stronę Wanted, które zostało popełnione również przez Millara. O ile ci źli giną szybko, to nasi bohaterowie już nie. Podobnie jak koty mają chyba 9 żyć, bo jak inaczej wytłumaczyć to że Kick Ass dalej trzymał się na nogach po laniu jakie pod koniec dostał. Ale szczytem była scena jak Hit Girl, 10letnia dziewczynka, była bita tłuczkiem do mięsa po twarzy... Niestety końcówka nie spodobała mi się za mocno, przez co komiks wspominam średnio.

Film zaczyna się identycznie jak komiks. Z czasem jednak zaczyna się dostrzegać mnóstwo drobnych zmian w fabule, które stają się całkiem znaczące. Inaczej skończył się np. wątek miłosny, a i pomimo iż trup również pada gęsto, to brutalność nie jest aż tak mocno uwypuklona. Nawet scena tortur nie razi tak mocno. Film jest naprawdę zabawny, i uśmiech gościł cały czas na mojej twarzy, przez co nawet kilka godzin po seansie nie mógł z niej zejść.

Aktorzy dobrani bardzo dobrze, nie wyobrażam sobie nikogo innego w roli Kick Assa i Hit Girl. Martwiłem się czy Nicolas Cage po ostatnich dziełach pokroju Ghost Ridera da radę, ale obawy okazały się całkowicie niepotrzebne:)

Muzyka jest również świetnie dobrana, Prodigy na początku pozytywnie nastraja, a gdy w pewnym momencie puscili Ennio Morricone uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Szkoda jedynie że na płycie z soundtrackiem nie pojawiły się wszystkie piosenki wykorzystane w filmie. Szczególnie brakuje mi dwóch kompozycji Johna Murphyego, w tym In a Heartbeat z 28 weeks later.

Jeszcze jedna ciekawostka która rzuciła mi się w oczy. Pomimo prawa do komiksu są u Marvela, to w tle przewijają się postacie nie tylko z tego wydawnictwa. W kawiarni w której siedzą jest wielki plakat z Hellboyem, rozmawiają o Batmanie, a i nawet wspominają Scotta Pilgrima.

Podsumowując, komiks jest średni, zaczyna się ostro, a kończy nieciekawie. Film jest o niebo lepszy od swojego pierwowzoru, zaczyna się świetnie i jeszcze lepiej kończy.

Btw. Zapowiedzieli już kontynuację :) Na następny film z serii czekam z niecierpliwością, na komiks już niestety nie.

czwartek, 10 czerwca 2010

Opowieść o niezwykłym szaleństwie

Dzisiejszy dzień był udany jak mało który. Nad ranem skończyłem czytać Grę Endera (tym razem książkę), załatwiłem kilka zaległych spraw, trochę pograłem w Uncharted, a wieczorem poszedłem spotkać się z kumplami. Dzień się prawie skończył i myślałem że lepiej być już nie może. Zastanawiałem się co zabrać sobie tym razem do poczytania, wybór padł na Jokera od Briana Azzarello. Jakie wrażenia? Dzień zakończył się jeszcze lepiej niż myślałem.

Joker wyszedł z Arkham. Nikt nie wie dlaczego, co zrobił, jak to zrobił. Jedna wielka niewiadoma. W jakimś barze ludzie zastanawiają się kto się odważy go odebrać. Pewien facet zgłasza się na ochotnika. I tak zaczyna się szaleńcza podróż. Podczas pobytu w szpitalu, Joker stracił wszystko, terytorium, pieniądze, szacunek. Zaczyna odwiedzać po kolei co ważniejszych ludzi, odbudowuje swoje imperium, by wreszcie zajść na sam szczyt. W trakcie wędrówki przewiną się takie postaci jak Pingwin, Croc, Harley, Two Face, by na samym końcu pojawił się Batman, zamykając wszystko.

Historię poznajemy patrząc z perspektywy Jonnego Frosta, faceta który na początku odebrał Jokera z Arkham. Staje się jego najbardziej zaufanym człowiekiem, a nawet wydaje się że między nimi wytworzyła się swego rodzaju przyjaźń.

Klimatem najbliższy jest chyba film 25 Godzina w reżyserii Spike'a Lee. Z kolei postać Jokera, zarówno wyglądem jak i zachowaniem, jest ukłonem w stronę kreacji Heatha Ledgera z Mrocznego rycerza.

Grzechem jest nie wspomnieć o GENIALNYCH rysunkach Lee Bermejo z tuszem Micka Graya. Prawie każda plansza to swego rodzaju arcydzieło, a te „najsłabsze” są „zaledwie” bardzo dobre. Dawno nic mnie tak nie urzekło. Naprawdę nie wiem co jeszcze mogę o nich napisać. Trzeba to samemu zobaczyć.

Podsumowując: polecam gorąco. Jestem skrajnie zauroczony tym komiksem, i mam nadzieję że niedługo ktoś go wyda w Polsce, żeby jeszcze więcej osób mogło go poznać.

Swoją drogą, czytanie umilała mi Metallica z utworami: „Enter Sandman”, „Nothing else matters”, „Sad by true”, „Seek and destroy”, „Whiskey in the Jar” i „I disapear”. Wyszedł zajebisty soundtrack.

niedziela, 6 czerwca 2010

Punisher Max

Punisher to postać dla mnie prawie że legendarna. Pamiętam go głównie z czasów TM-Semiców, szczególnie za genialne teksty w stylu "czas pokazać na czym polega selekcja naturalna". Frank Castle, pomimo iż psychopata najwyższego rzędu, miał swój urok. Z nikim się nie cackał, a robotę zawsze wykonał od początku do końca.

Gartha Ennisa również lubię. Jego Hitmana uwielbiam, z przyjemnością poznałem Kaznodzieję, a nawet średniego Fury'ego czytało mi się miło. Jest to jednak artysta bardzo kontrowersyjny, o czym wie chyba każdy kto czytał cokolwiek spod jego pióra. Nie przepadam za dużą częścią jego wykładów na temat życia i całej reszty. Również jego umiłowanie do śmierci i kalectwa jest dla wielu ciężkostrawne. Nie mówiąc już o tym że czasami pisze takie shity jak Ghost Rider.

Do niedawna wydawało mi się że ci dwaj panowie są dla siebie stworzeni. Myślałem że Ennis wybierze z Punishera samą esencję, doda dynamitu i zaserwuje nam coś naprawdę mocnego, co niestety nie wyszło mu to zbyt dobrze. Przez 4 pierwsze trejdy naliczyłem tylko 3 dobre akcje, czyli stanowczo za mało. Przy tym że zanim do nich dobrnąłem trochę się wynudziłem.

W pierszym trejdzie nasz antybohater zostaje złapany przez jednostki specjalne, wspomagane przez faceta zwanego Micro - swojego starego kumpla. W drugim Frank wpada do Hell's Kitchen, w sam środek wojny irlandzkich gangów, szczurów wodnych i byłego bohatera IRA, walczących o spadek starego Nesbita - swego rodzaju ojca chrzestnego. Nic szczególnego, ale finał tej historii jest zaskakujący i wywołał na mojej twarzy szczery uśmiech :) Trzecia z kolei historia przenosi nas do Rosji, do bazy wojskowej skąd musi wydostać dziewczynkę zarażoną prototypem wirusa. Ta historia jest najlepszą z których przeczytałem do tej pory. Zaczyna się ostrą strzelaniną u pewnego ruska który, jak się chwilę później okazuje, posłużył jako łącznik Franka z Nickiem Fury'm. W przerwie pomiędzy kolejnymi strzelaninami, wychodzi na jaw że nasz bohater nie zatracił przez ten cały czas ojcowskich instynktów. Ennis popisał się tutaj również genialną postacią, jaką jest rosyjski generał dowodzący z daleka całą akcją. Nie zdziwiłbym się gdyby Tarantino, znając ten komiks,a podświadomie wzorował się na niej w Bękartach wojny tworząc postać Hansa Landy.

W czwartym, ostatnim z jakim miałem okazję czytać trejdzie pokazana jest historia "samobójcy", który beszczeszcząc szczątki rodziny Castle wydał na siebie wyrok. Niestety ta historia sobą już nic nie reprezentuje. Dialogi są chyba tylko po to żeby wstawić coś pomiędzy sceny rzezi. O dziwo jednak w ciągu tych 4 tomów Ennis nie wstawił za dużo swoich ulubionych wątków, tzn dziwacznie oszczpeconych postaci takich jak Gębodupa, czy związków kazirodczych. Mocno oszpeconą osobą jest tutaj jedynie pewien bojownik z IRA, ale i tak to wersja light, w porównaniu do tego co spotykaliśmy w innych komiksach tego autora. A wątek kazirodczy pojawia się jedynie na moment w czwartym tomie. Chwała Ennisowi za to, ponieważ wg. mnie były to motywy były przez niego zbyt mocno eksploatowane.

Graficznie seria jest na tym samym poziomie co fabuła. Zdarzają się elementy lepsze i gorsze, jednak nic ponad przeciętność. Z drugiej strony muszę przyznać że na okładki wydań zeszytowych patrzyłem z niekłamaną przyjemnością :)

Podsumowując, seria okazała się dla mnie niesamowitym zawodem. Spodziewałem się czegoś naprawdę mocnego, a dostałem zwykłą sieke bez fabuły. Do tej serii już się raczej nie przekonam. Szkoda jedynie że nie wydadzą u nas więcej wspomnianego już na samym początku Hitmana, dla mnie najlepszego dzieła Ennisa.

środa, 2 czerwca 2010

Ultimate Fantastic Four

Mnogość serii i światów w komiksach superhero zawsze mnie przerażała. Pomimo mojej nikłej na ten temat wiedzy, nie przeszkadzało mi to szczególnie w lekturze. W 2000r. Marvel wydał na świat pierwsze komiksy z serii Ultimate, tzn. Spiderman (nie czytałem) i X-men (Kilka lat temu Dobry Komiks wydał u nas kilka zeszytów z tej serii którą czytało się naprawdę nieźle, jednak każdy chyba wie jak się skończyła ta inicjatywa...). Z tego co zrozumiałem, seria Ultimate pokazuje nam alternatywne, lub odświeżone przygody naszych bohaterów, łącznie z ich originem.

Jakiś czas temu wpadł mi w ręce komiks Ultimate Fantastic Four. Biorąc pod uwagę film, jest to moje drugie spotkanie z Fantastyczną Czwórką. Nie wiem czemu, ale miałem zawsze jakąś niechęć do tych bohaterów i na przełamanie jej potrzebowałem trochę czasu.

Pierwszy trejd napisany przez Marka Millara i Briana Bendisa przedstawia origin naszych postaci i, w późniejszej części, walkę z pierwszym poważniejszym przeciwnikiem. Dla dwóch następnych tomów scenariusz pisał już Warren Ellis. Nasi bohaterowie spotkają tutaj swoje nemezis w postaci doktora Dooma, a następnie odwiedzą inny wymiar sprowadzając inwazję tamtejszych istot. Klimat tych 3 pierwszych tomów jest bardzo lekki. Widać że nasi bohaterowie to młodzi ludzie, Susan ciągle klei się do Reeda, a Johny cieszy się sławą.

Mike Carey w czwartym tomie serii zrobił coś, czego bym się nie spodziewał. W dwóch zeszytach (19 i 20) zmienił klimat na tak ciężki, że Punisher z maxa wydaje się lekturą do poduszki. Nasi bohaterowie wpadli bowiem w pułapkę, z której cudem uszli z życiem. Istotną role odegrały tutaj rysunki Jae Lee z tuszem Scotta Hanny, które dały niesamowity klimat osaczenia i przekonania o własnej niemocy. Na szczęście zamykający tom annual jest o wiele lżejszy i sprowadza serię na bezpieczny poziom.

Piąty trejd jest ostatnim jaki miałem okazję czytać. Pierwsza zawarta w nim historia rozłożyła mnie na łopatki, ponieważ nasi bohaterowie trafiają do... świata Marvel Zombies! Oczywiście wszystko kończy się szczęśliwie, poza dwoma drobnymi szczegółami, ale to trzeba zobaczyć już samemu :)

Podsumowując, nie spodziewałem się aż tak fajnego czytadła. Nie jest to nic wybitnego, ale poziomem dorównuje (lub nawet przewyższa) Ultimate X-men. Naprawdę szczerze serię polecam.

poniedziałek, 31 maja 2010

Sweet Tooth vol.1 Out of the Woods

Moim trzecim i jak na razie ostatnim spotkaniem z Jeffem Limirem jest Sweet Tooth. O nowej serii twórcy Opowieści z hrabstwa Essex usłyszałem przypadkiem, zapewne na forum Gildii. Na stronie DC (link)  przeczytałem pierwszy zeszyt i przyznaje że nie zapadł mi w pamięć. Niedawno wpadł mi w ręce pierwszy trejd zbierający zeszyty od 1 do 5.
Pomysł na serię jest ciekawy. Chłopak z rogami jak u Jelenia mieszka sam w lesie z umierającym ojcem. Poza ich skrawkiem zieleni na świecie zapanowało piekło i szaleje ogień, który powstrzymują tylko drzewa, tak przynajmniej twierdzi ojciec. Dzieciaka jednak dręczą myśli co naprawdę jest poza lasem, ponieważ wie że tak naprawdę nie ma żadnego ognia. Chłopak po śmierci ojca z czasem zapuszcza się coraz dalej, aż pewnego dnia natrafia na myśliwych, którzy zaczynają na niego polować. Zostaje on jednak uratowany przez tajemniczego mężczyznę.
Pomimo iż pomysł ciekawy, seria mnie nie wciągneła. Fabuła nie jest prowadzona w interesujący sposób, nie ma czegoś takiego, co powoduje że chce się koniecznie dowiedzieć co się za chwilę stanie. Coprawda są 2-3 momenty gdy akcja robi się ciekawsza, ale to moim zdaniem zdecydowanie za mało. Jedynie koniec 5 zeszytu przynosi jakieś nadzieje.
Sweet Tooth moim zdaniem najbliżej gatunkowo do Żywych trupów wydawanych u nas przez Taurusa. Pomimo podobnej tematyki (wielka zaraza, ostatki ludzkości itp.) jest pomiędzy seriami dość znaczna różnica. Trupy mają ciekawszych bohaterów i o wiele lepszą fabułę.
Graficznie Sweet Tooth wypada naprawdę dobrze. Jeżeli chodzi o kreskę Lemire ma tendencję zwyżkową. Opowieści mi podeszły pod wzlędem graficznym średnio, The Nobody mi się bardzo podobało, ale tutaj pokazuje prawdziwą klasę. Duża zasługa położonego koloru, gdzie dominuje ciemna paleta barw.
Podsumowując pierwszy tom serii niezbyt przypadł mi do gustu, fabularnie seria jest typowym średniakiem która z czasem może się rozkręcić. Chwilowo jednak więcej nie będę inwestował w serię. Może za jakiś czas się do niej postaram przekonać.

czwartek, 27 maja 2010

Gra i Cień Endera


Przyznaje się bez bicia, o Orsonie Scot'cie Cardzie ułyszałem niedawno. Moje pierwsze spotkanie z nim było całkiem udane. Jego interpretacja Iron Mana miała kilka ciekawych motywów, które przyćmiło niestety kilka niedociągnięć. Jednak o samym autorze naczytałem się wiele pozytywnych opinii, przez co postanowiłem poznać jego chyba najsłynniejsze dzieło, a mianowicie "Grę Endera". Powiem już teraz, jest zajebiście, chociaż może to za słabe określenie...
Książka jest obrośnięta juz kultem. Ziemia została napadnięta przez Robale, które nadleciały z kosmosu. Pierwsze dwa "uderzenia" ziemia przetrwała, a teraz przygotowuje się do trzeciego. Dowodzić mają nimi najinteligentniejsze ludzkie dzieci. Nasz główny bohater, jako wybitny dowódca dostaje swoją armie mając ok. 10lat.
Pierwszy tom Gry Endera o tytule "Szkoła bojowa" składa się z 5 zeszytów, ukazując jedynie wycinek książki. Pokazane jest tam jak Ender dostał się do szkoły bojowej i jego pierwsze dni w akademii. Pomimo że akcja nie biegnie jak szalona, ciężko się od komiksu oderwać. Nie ma zbyt wiele walki, conajwyżej na treningach, krwi zatem nie uświadczymy. Jednak siłą tego komiksu są relacje pomiędzy bohaterami.
Christopher Yost stworzył bardzo dobry skrypt na bazie tej kultowej książki. Pomimo licznych skrótów fabularnych da się połapać kto jest kto, i jakie targają nim motywy.
Rysunki stworzył Pasquall Ferry, którego znam już z drugiego Ultimate Iron Mana. Warstwa graficzna jest jeszcze lepsza niż w wspomnianym przeze mnie komiksie, przez co ogląda się go z nieskrywaną przyjemnością.

Drugim i jak na razie ostatnim komiksem z universum jaki przeczytałem jest "Cień Endera". Seria podobnie jak Gra Endera składa się z 5 zeszytów, i stanowi tylko fragment książkowego oryginału. Również ma podtytuł "Szkoła bojowa", i jest równie ciekawa, o ile nie jeszcze lepsza. Tym razem skrypt pisał Mike Carey, którego znamy m.in z świetnego Lucyfera.
Cień Endera pokazuje skąd pochodzi Groszek, najlepszy strateg i jednocześnie przyjaciel Endera. Historia jest o wiele mroczniejsza, w końcu Groszek nie miał tak szczęśliwego dzieciństwa jak jego przyjaciel. Nie jest to jednak sequel, ponieważ akcja dzieje się równolegle w stosunku do głównej serii, co pozwala zobaczyć niektóre wydarzenia z innej perspektywy. Pierwsza seria się kończy w tym samym miejscu i czasie co główna historia, co daje ciekawy efekt.
Tą serie ilustrował Sebastian Fiumara który rysuje zupełnie innym stylem niż Ferry. Początkowo ciężko było się przyzwyczaić, jednak bez większego problemu wiemy dalej kto jest kim. Po skończeniu lektury nawet stwierdzam że ten styl mi bardziej odpowiada. Szczególnie włosy wyglądają o wiele naturalniej, a zbroje bardziej agresywnie. Jedynie Achilles wygląda jak skrzyżowanie Luke Skywalkera z Onizuką, ale to nie jest żadną wadą. Okładki to niestety inna bajka, te z wydań zeszytowych (po prawej okładka drugiego zeszytu) wybitnie mi się nie spodobały, chociaż to jedynie niewielki minus w stosunku do całości.
Podsumowując, komiksy zauroczyły mnie niesamowicie. Dawno nie czytałem nic tak dobrego z gatunku SF. Teraz szukam po okolicznych bibliotekach oryginału książkowego żeby jeszcze lepiej poznać universum i jego mitologię. Naprawdę szczerze serię polecam.

niedziela, 16 maja 2010

Exterminators

Exterminators chciałem przeczytać od kiedy o nim po raz pierwszy usłyszałem. Seria opowiada o ludziach zajmujących się eksterminacją wszelkiej maści szkodników, a na dodatek jest z mojego ukochanego Vertigo, co bylo dla mnie wystarczającym powodem do zakupu.

Jak już wspomniałem we wstępie seria opowiada o eksterminatorach i ich przygodach podczas wykonywania różnych zleceń. Postaci jakie poznamy to zbiór oryginałów jakich by sie nie powstydził Garth Ennis. Nasz główny bohater świeżo wyszedł z więzienia. Do zawodu wprowadza go niezbyt normalmy facet uzależniony od środka owadobójczego Draxxx. Pomaga mu w pracy również czarnoskóry Stretch, który spędził jakiś czas w Tybecie, i zakompleksiony Kevin który w nocy lubi powalczyć w nielegalnych walkach w klatce. Na dodatek ich dyżurny chemik jest koreańczykiem skrywającym dość mroczną tajemnicę. A to tylko wycinek z ogromnej galerii oryginałów.
Główny wątek fabularny kręci się wokół pewnej korporacji produkującej środek owadobójczy Draxxx, który nie do końca dobrze sprawuje swoją rolę. W tle pojawiają się na dodatek naziści, zapomniane bóstwa egipskie i widmo końca świata. Na brak wrażeń nie ma co liczyć. Klimatem seria mocno przypomina mi Transmetropolitan pomimo całkowicie innej tematyki. Historia jest ciekawa, ostra i naprawdę zakręcona. Jednym z lepszych motywów jest scena pośmiertnego sądu Aj'a, którą po prostu trzeba zobaczyć.
Rysunki w komiksie są porządnie zrobione, nie przeszkadzają w odbiorze lektury. Jednak ich poziom z zeszytu na zeszyt spada. Pierwsze numery prezentują o niebo wyższy poziom niż ostatnie.
Serię naprawde szczerze polecam, choć ostrzegam że nie jest to komiks dla każdego. "Hardcore" nie jest tutaj tak mocny jak w The Filth, ale poziom Transmetropolitana trzyma.
Btw. Stąd można zassać legalnie pierwszy zeszyt tej serii :)

The Nobody

The Nobody, zaraz po Opowieściach z hrabstwa Essex, jest moim drugim spotkaniem z Jeffem Lemire.

O ile jednak wcześniej mieliśmy do czynienia z komiksem obyczajowym, tutaj zbliżamy się w klimaty kryminału. Lemire adaptował klasyczną nowelę Wellsa o niewidzialnym człowieku. Do małego i cichego miasteczka przybywa pewnego dnia tajemniczy mężczyzna który jest cały poowijany bandażami. Początkowo wszyscy są podejrzliwi względem niego, ale z czasem się przyzwyczajają. Jedynie młoda dziewczyna stara się z nim zaprzyjaźnić, czego po części udaje się jej dokonać.
Sprawa się komplikuje gdy pewnego dnia znika kelnerka z miejscowego baru. Podejrzenie od razu pada na naszego tytułowego bohatera, którego tak naprawdę nikt nie zna. Klimat powieści jest naprawdę genialny. Akcja mimo że płynie powoli, nie pozwala się oderwać od lektury, gdyż ta trzyma nas w ciągłym napięciu.
Rysunki są podobne do tych z Opowieści z hrabstwa Essex. Można by rzec, że niektóre postaci to aktorzy z tamtego komiksu, które teraz występują tutaj:). Warstwa kolorystyczna nie ogranicza się teraz wyłącznie do czerni i bieli. Artsta do palety barw dołączył odcienie szarości i lekki niebieski. O ile w poprzednim komiksie rysunki mi z początku niezbyt podeszły, to tutaj od razu wczułem się w klimat. Jest naprawdę super.
Komiks naprawdę szczerze polecam. Trzyma poziom najlepszych komiksów z inprintu Vertigo, w którym został wydany. Nie pozostaje mi nic innego, jak jeszcze raz polecić tą pozycję, ponieważ jest to jedna z najlepszych rzeczy, jakie ostatnio przeczytałem.

sobota, 8 maja 2010

The Filth

Parę lat temu, na wyprzedaży w Multiversum kupiłem sobie kilka komiksów. Wśród nich był The Filth od Granta Morrisona. Do tego dzieła podchodziłem kilka razy, by wreszcie po 4 latach przeczytać od początku do końca.
Lubię poznawać pokręcone historie. Bardzo sobie cenię Dicka, Lovecrafta i kilku innych pisarzy. Z filmów lubię zarówno styl Lyncha, Jarmuscha, ale i dzieła pokroju FLCL.
Filth mnie jednak nie zachwycił. Wymęczyłem się przy tym komiksie niesamowicie. Historia tam przedstawiona, nawet jeżeli celowo tak zakręcona, nie ma dla mnie sensu. Wszystkie "wkręty" głównego bohatera można tłumaczyć schizofremią, ale wątki pojawiają się znikąd i tak samo się kończą. Swoją drogą, jeżeli tak ma wyglądać schizofremia, to ja dziękuje Bogu że mam tylko depresję :)
Kreska jaką narysowany jest komiks jest typowym średniakiem, nic wybijającym się ponad przeciętność, ale nie jest też zła. Natomiast okładki zeszytów są naprawdę genialne.
Z oceną tego komiksu jest ciężka sytuacja. Mi osobiście nie podszedł zbyt dobrze, jednak wielu osobom się on bardzo podobał. Niektórzy uważają nawet że Morrison pisząc go był w najwyższej formie. Napewno nie podejdzie komiks każdemu, ale spróbować warto. Może i ja sam spróbuje ponownie do niego podejść za kilka lat:)

poniedziałek, 3 maja 2010

Ex Machina

Znajomy ze szkoły jakiś czas temu polecił mi komiks Ex Machina, słyszałem kiedyś, gdzieś o nim conieco, ale nie miałem jakoś okazji przeczytać. Niedawno jednak po zdobyciu kilku trejdów zacząłem nadrabiać tą zaległość.
Komiks należy do inprintu Wildstorm z DC, był kilkukrotnie nominowany do Eisnerów, m.in za najlepszą nową serię. Świeżo po lekturze 3 tomu i przyznaje że nominacja całkowicie zasłużona.
Głównym bohaterem jest burmistrz Nowego Yorku, który niedawno był swego rodzaju superbohaterem. Jego "darem" jest możliwość rozmawiania z maszynami, począwszy od zwykłego miksera, aż po samoloty. Swoją zdolność zdobył tak jak każdy inny przeciętny bohater, a mianowicie zdarzył mu sie wypadek podczas pracy. Na jednym z patroli na rzece znalazł dziwną maszynę, która wybuchła i oszpeciła na resztę życia, nadając mu przy okazji wspomniane zdolności.
Jednak wbrew regułom komiksu superhero nie spotkamy tutaj żadnych superzłoczyńców (w każdym razie do 3 tomu włącznie). Nasz bohater strój Wielkiej Machiny zdjął na dobre po zdobyciu fotela prezydenta. Jego głównne problemy to troska o swoje poparcie u wyborców, czy błahostki typu tłum pikietującym przed muzeum w sprawie rasistowskiego obrazu. Czasem pomoże złapać jakiegoś terrorystę, albo udzieli ślubu.
Komiks jest dość mocno osadzony w obecnych czasach przez nawiązania sytuacji politycznej i społecznej w USA. Bardzo ważnym wydarzeniem był np atak z 11 września, któremu nasz bohater próbował przeszkodzić. Takich nawiązań jest naturalnie o wiele więcej, jednak nie jest wymagana bardzo dobra znajomość tematu żeby się cieszyć lekturą, co jest bardzo na plus.
Rysunki w komiksie są fajne, nie wyobrażam sobie innych do tej serii. Tony Harris i Tom Feister bardzo dobrze wywiązali się z swojej roli. Szczególnie muszę pochwalić design stroju ExMachiny, który swoim steampunkowym klimatem zdobył moje serce :) Okładki Harrisa również są na najwyższym poziomie.
Podsumowując, seria stworzona przez Brian K. Vaughana jest naprawde świetna i szczerze ją polecam. Z tego typu komiksów nie czytałem nic równie dobrego od czasu Daredevila Bendisa, co jest chyba mówi samo za siebie.
Swoją drogą na stronie DcComica można ściągnąć za darmo pierwszy zeszyt serii :)

piątek, 30 kwietnia 2010

Invincible Iron Man - Extremis

Warren Ellis jest uznanym komiksiarzem. Nie czytałem zbyt wielu jego dzieł, ale Transmetropolitan mi wybitnie utkwił w pamięci, a Planetary bardzo mile wspominam.
Jego wersja Iron Mana niestety mnie nie urzekła.

Zarys fabuły wygląda tak: Tony Stark od dłuższego czasu przesiaduje w swoim garażu, nie ma kontaktu z światem zewnętrznym, i nie może patrzeć na siebie w lustrze. Na dobre wyciąga go stamtąd dopiero stara przyjaciółka, pracująca obecnie w niezależnym ośrodku badawczym, informując go że skradziono projekt Extremis. W tym samym czasie, jeden z terrorytów poddaje się jego działaniu, przez co zyskuje nadnaturalne moce. I to koniec pierwszego zeszytu. Fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Później nasz bohater wychodzi z ukrycia, rozeznaje się w sytuacji, dostaje bęcki od głównego złego, ledwo odratowany idzie się odegrać, i tym razem bez większego problemu wygrywa. Jak zwykle w takich historiach nikt nie jest jednoznacznie dobry lub zły i każdy ma swoje motywy. Poprzednio opisywany Ultimate Iron Man miał o wiele ciekawszą fabułę. Jest za to jeden moment który mi utkwił w pamięci, scena gdy nasz główny antagonista spotkał na poboczu dziewczynę która opuściła swoje rodzinne miasto. Wywiązała się między nimi dość ciekawa rozmowa.

Adi Granov odpowiedzialny za warstwę graficzną dobrze wywiązał się z swojego zadania, chociaż rysunki wydają się troche zbyt sterylne i mało dynamiczne. To do czego mogę się doczepić to niezniszczalne ubrania. nasz badass dostał z taserów (czy jak to sie zwie) kilka niezłych serii, został potraktowany bombami, ale kurtka została nienaruszona.

Niestety Warren się nie popisał. Komiks to typowe czytadło na raz, i tyle, nic więcej napisać jakoś nie mogę. Nie jest zły, ale ponad przeciętność się nie wybije.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Ultimate Iron Man I i II

Od pewnego czasu jestem zainteresowany postacią Iron Mana, przez co staram się czytać wszystko co mi wpadnie w ręce związanego z tą postacią. Jako że moje środki są dość mocno ograniczone (pozdrawiam cały UAM), nie było tego zbyt wiele.
Opis drugiego MegaMarvela z 1998r. sobie daruje, gdyż jest to niesamowicie kiepski komiks, "Invincible Iron Man - Extremis" od Ellisa opiszę za kilka dni, a teraz się skupie na Ultimate IronMan I i II.
Zarówno na część pierwszą, jak i drugą składa się po 5 zeszytów do których scenariusz pisał Orson Scott Card. Autor w kręgach fantastyki podobno bardzo uznany, chociaz szczerze mówiąc to pierwszy raz o nim słysze.
Pierwsza część przedstawia dzieciństwo Tonego, i proces tworzenia pierwszych modeli zbroi. Ta którą znamy pojawia się dopiero pod sam koniec, i to dosłownie na kilka kadrów. Podejście do źródeł postaci jest ciekawe i oryginalne. Ogólną całość niszczą jednak dwie sceny, w piwnicy szkoły, i na dachu Stark Tower. Szczerze wątpie żeby jakikolwiek uczeń by chciał wrzucić kolegę z klasy do pieca, nawet pomimo niechęci jaką się mogli darzyć, albo wmówić dwóm nastoletnim geniuszom że dookoła Stark Tower jest nieważkość, i spowodować że sami skoczą kilkadziesiąt pięter w dół.
Druga część zaczyna się kilka minut po zakończeniu pierwszej serii. Klimat historii się zmienia. Nasi bohaterowie walczą z terrorystami, i organizacjami które chcą przejąć zbroje dla swoich celów. Poza nieustannymi spiskami ta część nie oferuje zbyt wiele, jednak mimo to czyta się z zaciekawieniem. Niestety, podobnie jak poprzednio, jest pewna scena, która i tutaj psuje ogólny efekt. Tony i Rhody lecą przetestować swoje nowe zbroje do obozu terrorystów, zabijają kilkudziesięciu ludzi, po czym jakgdyby nigdy nic się nie stało wracają do domu. Latające przez obie części kończyny Tonego pominę tutaj, ponieważ one są usprawiedliwione fabularnie.
Jeżeli chodzi o rysunki to prawie całą pierwszą serię rysował Andy Kubert, prezentując swój normalny poziom. Drugą serię zilustrował Pasqual Ferry, któremu w 5 zeszycie pomógł Leonardo Manco. I o ile dzieło Ferrego bardzo mi się podoba, to Manco wyraźnie obniżył poziom warstwy graficznej komiksu.
Pomimo dość negatywnego wydźwięku mojej recenzji, komiks czyta się nieźle. Nie jest to nic wybitnego, ale jako czytadło sprawdza się znakomicie :)

czwartek, 25 marca 2010

Legendy naszych czasów

Ponad miesiąc temu zakupiłem sobie na allegro Legendy naszych czasów. Głównie z powodu uwielbienia Bilala, jakiego nabawiłem się przy słynnej już trylogii Nikopola, który jest jednym z moich ulubionych komiksów. Na album składają się 4 historie, pierwotnie opublikowane w 3 albumach, łączące podobna tematyka. Kolejną wspólną cechą jest białowłosy mężczyzna, który zdaje się mieć szczególne moce, i pojawia się tam gdzie ma wydarzyć się coś niezwykłego.
Pierwsza historia stanowiąca jakby wstęp do cyklu, pokazuje zebranie szych z francuskich służb wywiadowczych w sprawie słynnego Białowłosego. Kilkustronnicowe wprowadzenie wydane było łącznie z historią Rejs zapomnianych w 1975r. Rejs ukazuje dzieje pewnego miasteczka, w którym wszystkie budynki zaczeły lewitować nad ziemią i przemieszczać się wraz z wiatrem. Wszystko to wydarzyło się przez niedokońca udany eksperyment wojskowy. Genialnie ukazana jest tutaj zarówno nieudolność wojska, jak i nastroje mieszkańców miasta, którzy przyjeli wydarzenia na swój szczególny sposób.
Druga historia - Statek z kamienia, powstała w 1976 roku, i opowiada historię pewnej nadmorskiej miejscowości, którą inwestorzy chcą zamienić w kompleks wypoczynkowy dla bogatych obywateli, nie bacząc na sprzeciw mieszkańców.
Trzecia historia - Miasto którego nie było, powstała najpóźniej z tego zbioru, bo w 1977 roku, i pokazuje nastroje w przemysłowym mieście, które chyli się ku upadkowi. Nad fabrykami wisi widmo zamknięcia, a na domiar złego umarł właśnie ich właściciel, i jednocześnie burmistrz miasta. Przyjeżdża jedyna spadkobierczyni, i zaczyna naprawiać miasto. Pokazany jest tutaj proces tworzenia swego rodzaju utopii, która nie powinna istnieć.
Obaj autorzy zasługują na wielkie pochwały. Pierre Christin genialnie ukazał nastroje społeczne w trzech różnych miastach, które są dopełniane przez równie świetne scenariusze. Z grafiką Bilala miałem już trochę inne odczucia. Jak napisałem w wstępie, poznałem go i zapamiętałem głównie za trylogię Nikopola, która powstała dużo później. Tutaj mamy do czynienia z początkami artysty, którego styl przez te trzy tomy widocznie ewoluuje.  Najlepsza grafika dla mnie jest w trzecim tomie, gdzie widać to szczególnie na strojach postaci. Nie twierdzę że na początku jest kiepska, bo jest naprawdę świetna, ale jest inna.
Swoją drogą, planszą którą chciałbym mieć powieszoną na ścianie jest ta z strony 109, która była w tomie drugim (jeżeli ktoś ma wydanie oryginalne francuskie, to jest na stronie 47).
Ogólnie komiks uważam za genialny, i jestem bardzo zadowolony z zakupu. Do Polowania i Falang czarnego porządku niestety nie mam chwilowo dostępu (ani funduszy :P ), więc opinii na temat całej serii chwilowo nie wygłoszę.

niedziela, 21 lutego 2010

Legendy naszych czasów

wiadomość z ostatniej chwili! właśnie wygrałem licytacje z komiksem "Legendy naszych czasów" duetu Pierre Christin i Enki Bilal :)
następne upatrzone komiksy w kolejce to Halloween Blues i Silver Surfer Requiem :) ale z nimi się wstrzymamy do jakiegoś przypływu gotówki:)

czwartek, 18 lutego 2010

#8

Swoją drogą przez ostatni miesiąc troche się wydarzyło. Wreszcie sprawiłem sobie Pleya trójeczke, w ręce wpadło mi kilka ciekawych komiksów, i o dziwo zacząłem inwestować w pokój.
Jeżeli chodzi o komiksy to na mojej półce zawitały pozycje takie jak Ultimate Iron Man II, Daredevil Yellow, kilka MegaMarveli (które zamierzam zebrać wszystkie:)), no i Pawełek przywiózł mi Opowieści z hrabstwa Essex i Berlin (ten od Marvano) które zamówiłem już na początku stycznia.
Mój "ołtarzyk" wygląda więc tak:
W tle oczywiście reprodukcja okładki Silver Surfera. Poza tym na półce brakuje mi kilku komiksów które pożyczyłem, m.in Umowa z Bogiem.
Na razie przeczytałem z tej dostawy Opowieści z hrabstwa Essex (świetny komiks!), pierwszą część (z trzech) Berlina, i MegaMarvela z Silver Surferem.
Opowieści z hrabstwa Essex początkowo mnie nie wciągneły, albo tak mi się tylko wydawało, bo nim się zorientowałem to byłem już za połową komiksu i czułem silną więź z bohaterami, a pod zrobiło mi się smutno że już nie ma nic dalej. W wszystkich historiach pokazane uczucia są tak gęste, że można by je pokroić nożem, i obdzielić kilka innych pozycji. Rysunki które początkowo mnie odrzucały, szybko mnie do siebie przekonały. Pomimo niezbyt starannej kreski bez problemu wiedziałem kto jest kto :) Naprawde szczerze polecam!
Z opisem odczuć po lekturze Berlina się wstrzymam do czasu skończenia całości, ale już go mogę powiedzieć bez wahania że to naprawde świena pozycja.
MegaMarvele pomimo że to czytadła, czyta się naprawde miło. Odcinek z Silver Surferem to taka typowa napiedalanka, bez większych ambicji, ale sprawdza się znakomicie. Potrzebowałem czegoś takiego po kilku cięższych lekturach. Nie jest to coprawda coś na poziomie Daredevil the man without fear, ale naprawde miło spędziłem czas :)
PS. wiem że obrazek z Silver Surferem na ścianie wyszedł troche krzywo, ale to wina ściań, które zbyt proste niestety nie są.

Avatar

witajcie po dłuższej przerwie. Chwilę temu wróciłem z dość znanego filmu mistrza Camerona. Głośny Avatar zrobił na mnie może nie niesamowite wrażenie, ale przyznaje że jak będzie okazja to biore wydanie Bluray. Fabuła filmu to takie Pocahontas w wykonaniu Camerona. Nie jest jakoś super odkrywcza, niesamowita, powiem że jest przewidywalna, to że główny bohater będzie dosiadał największego ptaka, wiedziałem jak tylko pokazali że można na nich latać. Szkoda tylko że zgineła ta piękna pani pilot :( Ale ważne że wszystko trzyma się kupy. Z drugiej strony, powiem że nawet ważniejszej, chciałem zobaczyć te słynne efekty specjalne. Niestety nie byłem w imaxie, czy innym kinie z obrazem 3D, tylko naszym "zwykłym", ale przyznaje że efekty mnie zmiotły. Do niedawna uważałem że najlepsze efekty specjalne były w starym Terminatorze 2. Dla mnie był to niedościgniony wzór, do którego rzadko co mogło się zbliżyć. Avatar go przebił. Tak dopracowanych efektów nie widziałem nigdy. O ile przy większości filmów zdarzają się jakieś minimalne niedoróbki, przez które efekty wyglądają lekko sztucznie, to tutaj czegoś takiego nie ma. Po prostu cudo. Ogólnie film wspominam bardzo mile i nie żałuje przeznaczonego nań czasu.

wtorek, 12 stycznia 2010

Visa, PayU i inne przekręty

W dzisiejszej notce chciałem opisać świetny film jaki wczoraj widziałem, a mianowicie "American Splendor". Opiszę jednak jaka mi się przygoda przytrafiła z bankowością elektroniczną.
Otóż kilka dni temu kupiłem na allegro grę "The Sims 3". Gra oczywiście dla siostry, jako że osobiście wole fpsy i crpgi. Chciałem zapłacić poprzez płatność z allegro. Jako że traktuje to wszystko poważnie kase chciałem przelać jak najszybciej. W tym czasie wpadł kumpel żebym mu zrobił przelew za niecałe 15zł. Jako że chwilowo WBK było niedostępne, Wchodzę sobie na odpowiednią strone i nadaje jemu przelew Visą. Wszystko poszło gładko, i kumpel dostał keya do CSa za którego zapłacił. Mój przelew był robiony ok 5 minut później tą samą kartą, ale już tak ładnie się nie zaksięgował. Dokładniej mówiąc przez ponad tydzień pieniądze miałem zablokowane na koncie i nie zaksięgowe. Po kilku dniach od nadania przelewu dzwonie do sklepu z zamiarem wyjaśnienia sytuacji, ale pani mi tłumaczy że przelewu nie dostała. Dzwonie więc do banku i oni mi mówią że z strony banku jest wszystko ok. Myślę sobie "kurwa, to kto jest winien?". Padło na allegro, wchodzę i czytam dokładnie regulamin, i pisze że po max 3 dniach jest wszystko zaksięgowane. Ale że minął tydzień, a pieniędzy ani tutaj, ani tam, to czytam dalej. Wyczytałem że wszelkie reklamacje trzeba zgłaszać do PayU. Dzwonie więc, odebrała Pani której chyba przerwałem poranną drzemkę (dzwoniłem ok 9.30 rano) i prosi o podanie moich danych, m.in loginu z allegro. Okazało się że nie ma takiego użytkownika (dziwne, bo konta używam od 3 lat), jednak znalazła mnie po podaniu imienia i nazwiska. Po chwili rozmowy okazało się że mój przelew nie został zaksięgowany ponieważ ktoś inny płacił tą kartą, a w takich przypadkach blokują karte. Więc się pytam się o szczegóły, skoro na stronie w banku mi nie wyświetliło ŻADNYCH tranzakcji których ja nie robiłem. Pani z PayU mi mówi że nie może mi zdradzać takich informacji, co mnie zdziwiło, ponieważ to moja karta i raczej powinienem mieć dostęp do takich informacji, tymbardziej że tak pisze w regulaminie na stronie "Płatności z Allegro". Pytam się czy chodzi o ten przelew sprzed kilku minut, pani w dalszym ciągu mi wmawia że nie może zdradzać takich informacji. To moje konto, moje pieniądze, i moge sobie robić z nimi co mi się podoba, tą kartą płace z 10 razy dziennie, w tym często na Steamie i żadnych problemów, a tu taki zonk... Poza tym, Allegro, które poza przysyłaniem mi wszelkiej maści powiadomień i ton spamu, o jakiś miss cenowych, nie przysłało mi w tym jednym przypadku powiadomienia o nieudanej płatności. Po tym tygodniu, pieniądze zwrócili na moje konto, ale w międzyczasie straciłem niemało kasy na rozmowy telefoniczne w celu wyjaśnienia sytuacji, których mi raczej nikt nie zwróci. Kasę przelałem "normalnym" przelewem z strony banku, wszystko się zaksięgowało w kilka minut. Po tym wszystkim stwierdziłem że pierdole płatność Visą z PayU. Niech się pierdolą z takimi pseudozabezpieczeniami, że nie moge się dowiedzieć co się dzieje z moimi pieniędzmi, chociaż regulamin, który sami ustalali mówi co innego.
Swoją drogą polecam stronę http://www.allgame.pl/ (kupiłem tam te Simsy), świetny kontakt, i dość ciekawe ceny :)

niedziela, 10 stycznia 2010

Driftem po Kaliszu

hiiiiiiii
Zima u nas na całego, a ja się zabrałem za zdawanie egzaminów na prawo jazdy. Oczywiście jak to na mnie przystało, nie zdałem za pierwszym razem:) W poniedziałek będzie wypłata, więc wtedy się zabiorę za uzgadnianie następnego terminu. Na poprawe samopoczucia (które mi sie nie zepsuło swoją drogą) zamówiłem sobie dwa komiksy, a mianowicie "Opowieści z hrabstwa Essex" i "Berlin". Poza tym oczekuję jeszcze paczuszki zzagrnicy z "Daredevil - Yellow" i hacekiem "Iron Mana". Licytacji z "Snem Potwora" Bilala niestety nie udało mi się wygrać. A szkoda, Bilala bardzo lubie i szanuję. Ciekawe jakie będzie "Animalz", które Egmont zapowiedział.
Poza tym jest tak jak to u mnie w zwyczaju, znowu mam czarne myśli odnośnie moich studiów... Na sobotę trzeba napisać jakiś większy referat z historii myśli politycznej...
Pisałem że znalazłem już nową robotę? No to dalej pracuje dla wiadomego koncernu, tylko tym razem na ulicy ostrowskiej, na którą mam 2 razy dalej... Ciekawe jak się tam będzie pracować.
Notka strasznie chaotyczna, ale no cóż :) Nic podczas jej pisania mi nie przygrywało :P

poniedziałek, 4 stycznia 2010

podsumowanie minionej dekady

Jako że rynek komiksowy w Polsce już troche lat ma, na Gildii, Death wpadł na pomysł żeby zrobić podsumowanie ostatniej dekady. Pojawił się w tym czasie Egmontowski Klub Świata Komiksu który wszystko zaczął na poważnie, a także kilka innych dobrych wydawnictw, z których część do tej pory upadło. Z nieobecnych chciałbym podziękować Siedmiorogowi za wydanie Blacksada, a Motopolowi za Rorka. Z drugiej strony należy wyzwać Mandragore, za to że pomimo tak świetnych licencji jak Transmetropolitan, 100 Naboi i Samotnego Wilka, wydawnictwo upadło. Szkoda że nikt nie chce przejąć po niej tych licencji...
Przejdźmy jednak teraz do mojego top20 tej dekady. Prezentuje sie ona tak:
1. Umowa z Bogiem
2. Blankets
3. Maus
4. Świat Edeny
5. V jak Vendetta
6. Strażnicy
7. Achtung Zelig
8. Sandman preludia i nokturny
9. Transmetropolitan powrót na ulicę
10.100 Naboi pierwszy strzał ostatnie ostrzeżenie
11.Cromwell Stone
12.Arq
13.Targi nieśmiertelnych
14.Rork Cmentarzysko katedr
15.Blacksad pośród cieni
16.Lupus t.1
17.Eden it's an endless world t.4
18.Osiedle Swoboda
19.Wilq t.1
20.Stan

Na pierwszym miejscu znalazła się Umowa z Bogiem. Żaden komiks do tej pory mną tak nie poruszył i tyle. Jedynie Blankets i Maus się zbliżyły do tego poziomu, ale mu nie dorównały w moim mniemaniu. I pomyśleć że kiedyś stałem godzine (dosłownie godzinę), w empiku trzymając tą książke, zastanawiając się czy ją kupić. Teraz przy następnych dziełach Eisnera nie mam tego dylematu, biorę wszystko w ciemno. Nigdy się nie zawiodłem.
Blankets dostałem na moje 18 urodziny. Przeczytałem wszystko w jeden wieczór, i na tyle się wciągnąłem w tamten świat, związałem z postaciami, że nie mogłem zrozumieć postępowania Craiga. Ponownie komiks wielki, który trzeba znać.
Maus to ostatni komiks z mojej Wielkiej Trójki. Komiks wywołał u nas wiele kontrowersji, ponieważ Polacy byli tam ukazani jako świnie (dla tych którzy nie przeczytali Żydzi to myszy, a Niemcy to koty). Jednak opowieść Ocalonego mnie do siebie nie zraziła, a po przeczytaniu stwierdziłem że nagroda Pulitzera jest całkowicie zasłużona.
W gruncie rzeczy cyferki z numerem na podium przydałyby się tylko w przypadkach od 1 do 3. W reszcie przypadków tytuły wydają mi się lekko pokrzywdzone, i można uznać że wszystkie zasługują na 4 miejsce. Np. mój ulubiony Sandman teoretycznie jest dopiero na 8 miejscu! Ale np taki Achtung Zelig, jest w moim mniemaniu komiksem o wiele lepszym. Zabierzmy się jednak za uzasadnianie tej listy.
Wracając do tematu to kolejną pozycją na liście jest Świat Edeny. Komiks który początkowo miał być jedynie albumem dla pracowników Citroena, a rozrósł się do wielkości sagi. Przy tej pozycji, kupionej przy okazji głównie na próbę, zobaczyłem czemu Moebius jest uznawany za giganta europejskiego komiksu, a Feralny Major, który niezbyt mnie interesował (aukcje obserwowałem jedynie żeby zobaczyć ile ludzie będą za niego dawać), nagle zaczął mnie kusić. No cóż, trzeba będzie uzbierać fundusze...
Strażnicy i V jak Vendetta, to komiksy Alana Moore'a, które zilustrowali Dave Gibbons i David LLoyd. Faceta uwielbiam, za to że potrafi zrobić tak genialne postaci jak Rorschach, Komediant czy V. Poza tym sama fabuła jest dopracowana do najdrobniejszych szczegółów. Kolejne komiksy, które tak uwielbiam, że nawet nie wiem co o nich pisać :P Poza tym Strażnicy doczekali się świetnej adaptacji filmowej.
Achtund Zelig kupiłem przypadkiem. Przeczytałem kiedyś o tym komiksie w Przekroju (nr30 z 21lipca 2005) w cyklu artykułów "Kanon Komiksu". Dość nietypowa historia o ucieczce dwóch Żydów, okazała się dla mnie jednym z najlepszych komiksów jakie czytałem kiedykolwiek. Krzysztof Gawronkiewicz popełnił genialne rysunki, i stworzył jedną z najlepszych okładek jakie widziałem, przez co stał się moim ulubionym polskim rysownikiem. Krystian Rosenberg stworzył z kolei genialną, pełną symboli fabułę. A "wierszyk" który powiedział Kapral Miau do dzisiaj mi się błąka gdzieś w zakamarkach świadomości. O komiksie mógłbym napisać wiele, ale wyłącznie w superlatywach. Swoją drogą, chyba na rynku frakońskim wydali kolorową wersję, chciałbym to zobaczyć, ale jedynie w formie ciekawostki, ponieważ dla mnie będzie tylko wersja czarno biała.
Sandman to jedna z moich ulubionych serii. Za każdym razem gdy czytam sagę o Władcy Snów odnajduje nowe szczegóły, które mi wcześniej umkneły. Cała seria trzyma dla mnie wysoki poziom, jednak moje 3 ulubione tomy to "Preludia i nokturny", "Pora mgieł" i "Panie łaskawe". Na liście umieściłem jedynie pierwszy tom, który dla mnie będzie reprezentować całą serie, ponieważ to był mój pierwszy kontakt z tym komiksem, i Neilem Gaimanem.
Transmetropolitan to dla mnie taki amerykański Dzień Świra. Niby obrazoburczy, niby śmieszny, ale jak się przyjżeć dokładniej to widzi się strasznie konstruktywną krytykę dzisiejszego świata, która mnie strasznie zdołowała i zmusiła do myślenia. Przeczytałem jedynie dwa tomy: "Powrót na ulicę" i "Żądza życia". Jestem strasznie zły na Mandragore, że "Rok drania" wydała po tak wysokiej cenie, a później upadła.
100 Naboi znalazło się na tej liście ponieważ jest dla mnie zajebistym kryminałem, który oferuje świetną fabułę. Tajemnic jest dużo, ale w granicach rozsądku. W serii nie ma czasu sie nudzić, chociaż akcja nie biegnie jak szalona. A na dodatek jest to wszystko okroszone nutką czarnego humoru. Ponownie jestem jednak zły na Mandragorę, z wiadomego powodu. Serię czytałem do "Farbowanego detektywa".
W Cromwell Stone i Arq, Andreas pokazuje swoje zdolności zarówno jako scenarzysta i rysownik. Cromwell Stone fabularnie jest zrobione w stylu powieści H.P. Lovecrafta (którego bardzo lubię), a Arq to taka jakby seria SF pomieszana z przygodą. Obie serie mają świetną fabułę, ale dla te komiksy obroniłyby się same gdyby tylko były to albumy z grafikami. Bezwarunkowo uwielbiam kreskę Andreasa od momentu jak zobaczyłem ją po raz pierwszy w "Rork - Fragmenty". Swoją drogą to chciałbym tutaj wspomnieć że nie miałbym w mojej kolekcji Cromwell Stone gdyby nie Death, który pokazał jak kupić go na stronie Empiku za mniej niż 50zł, czym mnie przekonał do szybszego zakupu. Co ciekawe niewiele później okazało się że nakład się wyczerpał :)
Targi Nieśmiertelnych to przedstawiciel Enkiego Bilala i Trylogii Nikopola w tym zestawieniu. Coprawda Targi można traktować jako pojedyńczy komiks, ale świetnie się uzupełnia z resztą serii. Jest tak ponieważ mineło trochę czasu pomiędzy stworzeniem pierwszego a drugiego tomu. Poza tym podobnie jak u Andreasa, Bilala lubie bezwarunkowo, chociaż nie czytałem jeszcze jego wszystkich dzieł wydanych w Polsce.
Rork - Cmentarzysko katedr wybrałem na przedstawiciela serii o Rorku głównie za rysunki tytułowych katedr. Fabularnie cała seria jest dla mnie na jednakowym poziomie, jednak ten tom i Zejście się wybijają graficznie. Poza tym to Andreas, i wszystko jasne...
Blacksad jest w moim mniemaniu przedstawicielem kryminału w stylu noir. Najbliżej mu do opowiadań Chandlera. Bardzo lubie ten styl opowiadania, a nawet gdybym nie lubił, to historia tutaj przedstawiona by mnie przekonała do tego gatunku. Razem z drugim tomem komiks jest jednym z moich ulubionych ogólnie. 3 część mnie już tak niestety nie wciągneła, chociaż może to wina tego że czytałem na szybko, w niezbyt sprzyjających warunkach. Poza tym te rysunki... miód jednym słowem.
Lupus jest dla mnie takim Blankets, tylko że w kosmosie. Długo zabierałem się do tej serii, i raz na allegro licytując kilka komiksów od jednego Pana, Lupusa łyknąłem przy okazji. Spodziewałem się solidnego komiksu. Dostałem o wiele więcej. Bardzo mnie urzekła ta seria, zarówno swoją opowieścią, jak i rysunkami. Powiem nawet że po części odnalazłem tam siebie. Dwóch ostatnich tomów serii nie mam jeszcze z powodu braku funduszy, i chwilowego braku pracy...
Eden jest dla mnie jedną z najlepszych wydanych mang w polsce. W moim rankingu mang zbliżają się do niej jedynie Ghost in the Shell, Samotny Wilk i Vagabond (X od Clampa i Akiry jeszcze nie czytałem). Bardzo dobra historia idzie w parze z świetnymi rysunkami. Zazwyczaj wybierałem jako przedstawiciela pierwszy tom serii, jednak tutaj wybrałem tom czwarty. Stało się tak za sprawą genialnej sceny walki Kenji'ego, który jest moją ulubioną postacią w serii.
Osiedle Swoboda coprawda swój debiut zaliczyło w grudniu 1999, ale dla tej serii warto nagiąć troche zasady tego zestawienia, zwłaszcza że cała reszta historii wydali po 1 stycznia 2000. Dla mnie komiks legenda, kto czytał ten zrozumie :) Historie kilku kumpli z osiedla nadal mnie bawią, chociaż głównie znam ich z wersji zeszytowej. Mam dostęp do jedynie 7 numerów Produktu, chociaż zamierzam to w niedalekiej przyszłości zmienić, zarówno zdobywając wszystkie numery tego słynnego magazynu, jak i za sprawą zapowiedzianego integrala z Kultury Gniewu.
Pierwszy tom Wilqa będzie reprezentował całą serię, podobnie jak w przypadku kilku innych komiksów z tej listy. Do niedawna całkowicie ta seria była mi obojętna, a kiedyś nawet jej nie lubiłem. W jakimś sklepie przekartkowałem sobie zeszyt z przygodami tego superbohatera z Opola, i stwierdziłem "co to za szajs?". Chamskie, wulgarne, i te rysunki. Jednak przy zapowiedzi Wilq 1234, ponownie dałem szansę temu serii, i to co do tej pory było wadą, stało się zaletą. Komiks był tak wulgarny, że aż zaczeło mnie to śmieszyć. Jeżeli w kinie jest tzw "klasa B", to w Wilq jest dla mnie komiksową "klasą B".
W tym momencie, podczas tworzenia swojej listy nie wiedziałem co zrobić. Co dać jako brakujący 20 element? Przeczytałem wiele świetnych komiksów, ale co jest tak wybitnego, żeby zasłużyć na miejsce w liście. Ósma czara powstała w 1994, wielu legendarnych pozycji nie czytałem. Po długich rozmyślaniach chciałem wstawić pierwszy tom Sin City. Jednak spojrzałem ponownie na moj regał z komiksami i dojrzałem Persepolis, które jakoś mi wcześniej umkneło. Dzieło Marjane Satrapi jest idealne na zamknięcie tej listy. Ale i ten komiks tam sie nie pojawi. Listę zamyka "Stan" Jacka Frąsia. Komiks który był dostępny tylko z Przekrojem, tylko przez tydzień, a był lepszy niż niejeden komiks wydany w tradycyjny sposób. Przyznaje się, że prawie o nim zapomniałem, i przypomniałem sobie o nim dosłownie w ostatniej chwili. Mam nadzieję że będzie on wydany kiedyś w jakiejś antologii, np z okazji którejś rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. On jest tego wart.
Możecie się pytać czemu nie ma tutaj wielu komiksów, które powinny się znaleść. Otóż np. słynne Black Hole nie spodobało mi się na tyle, i uważam to za przeciętny komiks. Batman Azyl Arkham, Powrót Mrocznego Rycerza i Mroczny Rycerz kontratakuje nie okazały się na tyle dobre. A Feralnego Majora i Incala po prostu nie przeczytałem. Z innymi pozycjami które możecie uważać za warte obecności na tej liście będzie podobnie. Obecną dekadę uznaje za bardzo udaną.
Notka powstały przy płytach Leonarda Cohena Various Positions, I'm Your Man i The Future

sobota, 2 stycznia 2010

podsumowanie 2009

Jako że jest już nowy rok to wartoby podsumować poprzedni. Źródło stałych dochodów spowodowało że więcej inwestowałem w komiksy, których w tym roku troche zdobyłem (przysłużyła się tutaj bardzo mocno "słynna promocja" na KDC). Po raz pierwszy kupiłem sobie konsole jaką jest NDS, i poznałem zajebistość serii Castlevania. Odkryłem jak pyszna jest wódka Nemiroff, a także jak paskudny jest Absolut (zwłaszcza porzeczkowy...).
W 2009 kupiłem ok 50 komiksów (może więcej), z czego większość to pozycje troche starsze np. Dwie podróże z Fellinim i Lupus. Największym zaskoczeniem był "Świat Edeny" Moebiusa, który mnie totalnie oczarował. Prawie takim samym zaskoczeniem była "Księżycowa Gęba" duetu Jodorowsky i Boucq. Z kolei największym zawodem okazały się dla mnie takie pozycje jak legendarny "Ronin" Franka Millera, i "Sygnał do szumu" duetu Gaiman i McKean. O komiksach Willa Eisnera nie zamierzam się chwilowo rozpisywać, ponieważ facet był wielki i tyle. Nawet proste historyjki detektywistyczne w "Spiricie" jego autorstwa są dla mnie arcydziełami :) Bardzo mile wspominam również pierwszy tom "Fistaszków" Charlsa M. Schulza. Nie spodziewałem się, że paski z udziałem Snoppyego i reszty wesołej kompani tak mnie zauroczą.
A to moje top10 najlepszych komiksów wydanych w 2009
1. Spirit - najlepsze opowieści
2. Arq
3. Życie w obrazkach
4. Lupus t.2
5. RG t.1
6. Wilq 1234
7. Łauma
8. Niebo nad Brukselą
9. Aldebaran
10. Black Lagoon t.1
Dwie pozycje Eisnera nie powinny nikogo dziwić. W przypadku "Arq" wystarczyłoby zabrać pod uwage samą grafike autorstwa Andreasa, ale komiks ma też świetną fabułe, co powoduje że pozycja znajdzie sie w moim zestawieniu najlepszych komiksów dekady. "Lupus" i "RG" bo trzymają ogólny poziom Peetersa, którego uwielbiam (a Dragon przy "RG" też pokazuje się z bardzo dobrej strony:) ). "Wilqa 1234" umieściłem, ponieważ tym albumem się przekonałem wreszcie do serii, a przy okazji się uśmiałem. "Łauma" jest świetna, a czytałem tylko pierwszy rozdział, który ukazywany był na specjalnym blogu KRLa. Cały album jest baaardzo wysoko na mojej liście niezbędnych zakupów. "Niebo nad Brukselą" zauroczyło mnie głównie rysunkami Yslaire, ale historia tam opowiedziana jest również bardzo fajna. "Aldebaran"szczerze mówiąc nawet nie wiem czym mnie zauroczył. Rysunki mi się średnio podobają (poza kilkoma pojedyńczymi planszami), fabularnie to przeciętna historia SF, ale coś komiks jednak ma :) A "Black Lagoon" to tak świetna "napierdalanka" że aż ciężko tego nie polubić :)
Najlepszym filmem roku są dla mnie bez wątpienia "Bękarty Wojny". Tarantino tam pokazał klasę, jakiej nie widzieliśmy od czasu "Pulp Fiction". Nawet przychodzą mi myśli że to jego najlepszy film ogólnie. Jest wiele odniesień do spaghetti westernów Sergio Leone, pomimo iż jest to film wojenny. Konstrukcja scen jest skrajnie genialna. Ale i tak największą zaletą filmu jest występ Christopha Waltza w roli pułkownika Hansa Landa. Reszta aktorów również daje rade. Nie można oderwać wzroku jak na ekranie pojawia się Melanie Laurent w roli Shosanny i Diane Kruger jako Bridget Von Hammersmark. Brad Pitt również gra na swoim wysokim poziomie :)
Ogólnie rok zaliczam jako udany, chociaż troche szkoda że już nie będe robił na stacji. Pomimo wszystkich wad, praca była jednak fajna :).
Swoją drogą to życzę wszystkim szczęśliwego nowego roku 2010 :)
Dzisiejszą notke napisałem przy Indestructuble od Disturbed.